W patchworku bardziej pod górkę?

Rodzina patchworkowa otrzymała swoją nazwę od patchworku – charakterystycznej robótki ręcznej w formie narzuty bądź kołderki. Angielska nazwa “patchwork” stanowiło połączenie dwóch słów – patch, czyli łatka i work, czyli praca. Kiedy szyje się patchwork, nieobszyte łatki podkłada się jednolitym spodem – powstaje na nim nowy wzór, w którym łatki, wycięte z innych materiałów, dopasowuje się między ze sobą jak puzzle. Patchwork rodzinny tworzą osoby „wyjęte” z wcześniejszych układów i dopasowujące się do nowego wzoru ze wszystkim tym, co nowej konstelacji przynoszą ze sobą. Co najmniej jedno z partnerów doświadczyło straty, rozstania lub rozwodu z rodzicem swojego dziecka (dzieci) i z tym właśnie wchodzi w nowy związek. Rodzinny patchwork staje się nowym systemem, stworzonym z części poprzedniego systemu lub systemów. Wszyscy jego członkowie będą potrzebowali znaleźć w niej swoje miejsce, swoją obecnością i wytwarzanymi więziami kreując własny, niepowtarzalny wzór – niczym materiałowe puzzle na nowej kolorowej narzucie.

Czy rodzina patchworkowa stanowi nowoczesny wymysł?

Pierwsze skojarzenia karzą nam iść zdecydowanie w tę stronę. Niejeden raz zdarzyło mi się słyszeć komentarze, że kiedyś rodziny były trwalsze, bo ludzie byli bardziej nastawieni na siebie nawzajem i zależało im, żeby dla dobra rodziny przetrwać kryzysy. Tradycyjna rodzina stanowi konstrukt, za którym czym tęsknimy, szczególnie kiedy próbując ją stworzyć, doświadczyliśmy rozczarowania i straty. Mitologizując przeszłość zapominamy jednak o tym, że kiedyś trwałość związków cementowały pieniądze, a nie tylko charaktery naszych przodków. Przez stulecia żony były fizycznie zależne od mężów, a w wielu przypadkach – całkowicie podporządkowane. W dodatku trwałość małżeństwa liczyło się kiedyś w latach, a nie w dekadach, jak obecnie. Po prostu…żyliśmy znacznie krócej; a dużo większy wpływ na długość życia miały liczne ciąże i porody.  Jak mówi Anna Brzezińska, mediewistka, pisarka fantasy i publicystka, „Historycy wyliczyli, że statystyczne „I nie opuszczę cię aż do śmierci” trwało siedem lat, bo potem któreś z małżonków umierało. Rodzina z przeszłości to nie była para z 50-letnim stażem małżeńskim. (…) Z powodu wysokiej i wczesnej śmiertelności, dawna rodzina to nie byli tylko rodzice i ich dzieci. Ludzie się powtórnie pobierali, więc w tej rodzinie pałętało się potomstwo z pierwszego związku żony, mąż miewał dzieci nieślubne na boku, bo do czasu soboru trydenckiego takich dzieci było dużo, zwłaszcza wśród wyższych warstw społecznych. Potem Kościół zmienił do nich stosunek i swawole się skończyły”.

Tak więc macochy, ojczymowie, przyszywane i przyrodnie rodzeństwo to wcale nie jest wynalazek naszych czasów. Rodziny patchworkowe są z nami od wieków!

Dynamika patchworku

Być może ty też odnosisz czasem wrażenie, że w rodzinie patchworkowej trudniej tworzyć partnerską relację i wychowywać dzieci niż ma to miejsce w tak zwanej rodzinie tradycyjnej? Wielu z nas, “patchworkowiczów”, faktycznie doświadczyło bardzo specyficznych trudności w obszarze więzi, komunikacji, decyzyjności…, ale czy na pewno są to kłopoty większe niż w jakiejkolwiek rodzinie, postrzeganej jako tradycyjna?

Z wielu, wielu rozmów z członkami patchworkowych układów wiem, że początki wspólnego życia rzeczywiście potrafią układać się bardzo pod górkę. Dalsze losy rodzin, czy to patchworkowych, czy też mniej lub bardziej tradycyjnych, chociaż oczywiście również nie zawsze łatwe, nie są już tak bardzo różne – w dużej mierze zależą od tego, jak rodzina radzi sobie z poszczególnymi etapami tak zwanego cyklu życia rodziny i kryzysami, które są nieuchronne przy przejściu z jednego etapu na kolejny. Na pocieszenie dodam jeszcze myśl Anny Brzezińskiej, która może przynieść nieco otuchy w trudniejszym momentach, zwłaszcza wtedy, kiedy nachodzą nas myśli, po co nam to było: „Z perspektywy historyka kryzys rodziny trwa od zawsze. (…) Mówią o nim najstarsze teksty, które posiadamy. Na przykład relacja ze starożytnego Egiptu: dzieci nie szanują rodziców, żony plotkują na targu, zamiast pracować w domu, wszystko się sypie. Kryzys jest stanem permanentnym, bo wiąże się ze zmianą, a historia ludzkości to historia zmiany. Nie umiemy przyjmować jej z otwartymi ramionami, sprawia, że mamy poczucie zagrożenia”.

Czy to w patchworku, czy we wspólnotach, czy w domach prowadzonych przez samodzielnego rodzica, czy w rodzinie tzw. tradycyjnej, kryzysy są wpisane w nasze życie. Wierzę, że rodzina to rodzina. Szczęście jej członków zależy od tego, jak tworzący ją dorośli radzą sobie ze swoim dziedzictwem z rodzin pochodzenia, jakie mają umiejętności wychowawcze, na ile potrafią zadbać o potrzeby emocjonalne dzieci, swoje własne i siebie nawzajem.

Jeśli ciekawi cię, dlaczego “na wejściu” bywa tak trudno, czym różni się dynamika “zwykłego” związku od rekonstruowanego i na co warto, zwłaszcza na początku, zwracać uwagę, by patchworkowa rodzina mogła zbudować solidne podstawy do funkcjonowania, serdecznie zapraszam cię do rozważenia udziału w moim kursie online „Pozszywani”.

Newsletter

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua. Ut enim ad minim veniam, quis nostrud exercitation ullamco laboris nisi ut aliquip ex ea commodo consequat.